Recenzja filmu

Zud (2016)
Marta Minorowicz

Dzikość w sercu

"Zud" jest filmem skromnym, ale spełnionym, bo jego reżyserka od początku do końca pozostała wierna swoim założeniom. Jest więc też filmem odważnym. Debiutująca w pełnym metrażu autorka nie
"Zud", jak coraz więcej współczesnych dokumentów, to dokumentalno-kreacyjna hybryda. Fikcyjna opowieść jest tu zrośnięta z realistyczną obserwacją do tego stopnia, że jednej od drugiej nie sposób oddzielić. Nie wiadomo, czy akcja potoczy się tak, jak sugerowałaby struktura dobrze napisanego scenariusza, czy raczej zgodnie z rytmem portretowanej w filmie rzeczywistości – nieprzewidywalnej, zazwyczaj nieprzychylnej bohaterom. Owo nagromadzenie niewiadomych sprawia, że "Zud" ogląda się trochę jak thriller. Ale zdjęcia i charakter opowieści kojarzyć mogą się również z typowym azjatyckim kinem artystycznym. Film Minorowicz wywołuje rodzaj dysonansu poznawczego. I jest to jego niebywała zaleta.

Fabularna rama, w którą Minorowicz wpisuje codzienność swoich bohaterów, to opowieść o kryzysie. Niespodziewane mrozy powodują masowe zgony zwierząt należących do rodziny. Produkcja kaszmiru spada, handel przynosi coraz mniejsze zyski, a dług w banku rośnie. Ojciec rodziny, Batsaikhan, musi znaleźć alternatywny sposób na zdobycie pieniędzy. Jedyną nadzieją zdaje się wygrana w lokalnych wyścigach konnych. Trasa biegu wynosi ponad trzydzieści kilometrów. Na grzbietach koni przemierzają ją dzieci; na tyle lekkie, by zwierzę bez szwanku przebiegło dystans na pełnym gazie. Pod okiem ojca jedenastoletni Sukhbat uczy się więc, jak poskromić dzikiego konia i zyskać nad nim przewagę. Z tego względu "Zud" jest również prostą historią o dojrzewaniu – uczeniu się brania odpowiedzialności za siebie, rodzinę i wspólną przyszłość.

Dojrzewanie na mongolskim stepie jest znaczone przemocą, śmiercią i nierówną walką człowieka z przyrodą. Minorowicz udaje się połączyć subtelną obserwację z brutalnymi sekwencjami, w których natura daje znać o swojej sile, bezwzględności i braku wrażliwości. W prologu filmu Batsaikhan wlecze za sobą martwą owcę. Scena jest rozciągnięta w czasie i nieprzyjemna. Wyznacza konwencję, narzuca styl opowiadania i zapowiada, że wchodzimy do świata, w którym europejska wrażliwość zderza się z brutalną szkołą przetrwania panującą na stepie. Ludzie są tu poddani prawom natury. Natury, którą – z różnym skutkiem – próbują sobie podporządkować. Gdzieś tu odbijają się echem "Poławiacze śledzi" (1929) Johna Griersona – utrzymany w poetyckiej konwencji przejmujący dokument o ciężkich warunkach ekonomicznych i ludzkiej desperacji w walce o przetrwanie.

Minorowicz udało się skonstruować historię, która porusza. Reżyserka pokazała też step w sposób, w jaki sama go widzi – nie jako otwartą przestrzeń, w której można odetchnąć pełną piersią, ale jako miejsce klaustrofobiczne. W jednej ze scen mężczyźni jeżdżą po stepie na motorach i starają się schwytać któregoś z dzikich koni. Zwierzęta w panice zataczają koła, jakby nie mogły znaleźć drogi ucieczki, choć przestrzeń ciągnie się po sam horyzont. W innej sekwencji Sukhbat uczy krążyć złapanego konia po okręgu. Robi się z tego ładna i nienachalna metafora, która sugeruje, że "Zud" jest opowieścią o ludziach, którzy nie wychodzą poza krąg własnych rytuałów i przyzwyczajeń. Nie myślą o wyjeździe ani o ucieczce. Wierzą w naturalny cykl życia i śmierci tak mocno, że ani jedno, ani drugie zdaje się ich nie wzruszać, nie dziwić, ani nawet nie smucić. W zdjęciach Pawła Chorzępy jest jednak mnóstwo melancholii. Rodzi się ona w chwili, gdy zdajemy sobie sprawę, że nad tym światem człowiek nie ma i chyba nie powinien mieć kontroli.

"Zud" jest filmem skromnym, ale spełnionym, bo jego reżyserka od początku do końca pozostała wierna swoim założeniom. Jest więc też filmem odważnym. Debiutująca w pełnym metrażu autorka nie spełnia oczekiwań innych, ale opowiada historię w formie, która najlepiej oddaje poruszane w niej treści. Sprawnie splata uniwersalne doświadczenie z codziennymi rytuałami charakteryzującymi życie na stepie. Zaciera granicę między naturalistycznym portretowaniem świata a jego kreacją i opowiada o emocjach, z którymi twarzą w twarz staje czasem każdy – bez względu na wiek, szerokość geograficzną czy wyznawane wartości.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones